Komentarze: 1
To sie nazywa ironia losu: osoba, o ktorej pisalam w poprzedniej notce, odwiedzila mnie wczoraj z prosba o pozyczenie ksiazki. Nagle, nie wiadomo jakim cudem, znalazla na to czas. Prosbe rzecz jasna spelnilam, ksiazke pozyczylam, kompletna idiotke znow z siebie zrobilam. Ale naprawde koniec z tym.. Koniec z udawaniem siostry milosierdzia na kazdym kroku. Od dzisiaj (no dobrze, od jutra) staje sie autentycznie wredna. Nawet trening mi już w sumie niepotrzebny.
Nieublaganie zblizam sie do wniosku, ze nie lubie ludzi. Kocham tylko „czlowieka, lecz poza gatunkiem”, jak spiewal Kaczmarski. A i to nie zawsze.