Komentarze: 2
Chyba potrafilabym. Gdybym miala pewnosc, ze mnie odratuja.
Paranoja. Nie powinnam sie nawet przyznawac do takich mysli.
Ale one sa.
Co to w ogole za podejscie? Jezeli ktos sie na to decyduje, to chyba wlasnie po to, zeby sie udalo. A ja wcale nie chce, zeby sie udalo. Gest dla gestu. Nawet listu bym nie napisala, by nie kusic losu.
Nie wiem, co chcialabym osiagnac. Zalatwic sobie interesujaca informacje do zyciorysu? A moze wzbudzic litosc? „Biedna dziewczynka, jaka ona nieszczesliwa! Powinnismy jej pomoc, zrobmy cos...”. Potem moglabym do woli grac skrzywdzona i nikt nie mialby do mnie o to pretensji. Tylko jaki sens?
Nic juz nie rozumiem. Niech wreszcie skonczy sie ten dzien.