cze 12 2003

Bez tytułu


Komentarze: 3
Zbliza sie do nas lek: ma twarz ze sniegu zielonego jak fosfor lub kosc sprochnialego drzewa. Wklada nam do ust dlon i juz jemy ja wysysajac jakby z sopla sok idacy do serca. Daje nam swej pic krwi i szpik mozgu wyjesc musimy mu z czaszki az dno o zeby zazgrzyta. Wiemy, ze to jest krew, co nie przyjmie sie w naszych zylach, zeby mogly nia do woli oddychac. Wiemy, ze to jest szpik jak krew trujacy: po nim nasze trzewia beda w glos zawodzily: zdrada! Ale lek jak bol nie byc juz nie moze: nas bez niego nie ma i on bez nas nie przeraza. On mial podobno tzw. schizy ("zajebiste schizo", jak przeczytalam na forum jednej ze stron mu poswieconych). A ja chyba jestem tylko pozerka. Chociaz nie do konca. Kiedys pewna pani zasugerowala moim starym, ze powinni pojsc ze mna do psychiatry. Nie posluchali. Ha, to byl powazny blad z ich strony.
daffodil : :
heartland
13 czerwca 2003, 12:13
Już wiem.
heartland
13 czerwca 2003, 12:09
o kim mówisz jeśli mogę spytać?
12 czerwca 2003, 22:29
ciekawa jestem czy naprawde potrafilabym Cie zrozumiec.. nie wiem.. chyba chcialabym.

Dodaj komentarz