gru 30 2002

Ech, czas


Komentarze: 1

    Patrze na poprzednie zapisy i wlasnym oczom nie wierze: skad wzielo sie we mnie tyle egzaltacji? Nigdy wczesniej nie cierpialam na te przypadlosc... a przynajmniej sobie tego nie przypominam. Przy prowadzeniu konwencjonalnego pamietnika bywam ironiczna tudziez autoironiczna, ale egzaltowana chyba nie... Obiecajcie mi, ze jesli zaczne przesadzac, zbojkotujecie mojego bloga. W ramach protestu.

    Od dawna podejrzewam, ze cierpie na cos, co uczenie nazywa się choroba afektywna dwubiegunowa. W ciagu doby potrafie pieciokrotnie planowac wlasne zejscie smiertelne, a w przerwach pomiedzy jednym pomyslem a drugim ukladam sobie swoja swietlana przyszlosc. Kiedy ide chodnikiem, nie umiem pozbyc sie wrazenia, ze ktos rzuci mi zaraz kamieniem w tyl glowy. Przyjemne, prawda? Najgorsze jest jednak to, ze moglabym oblać sie benzyna i podpalic jak bohater Konwickiego, co nie wzbudziloby niczyjego zainteresowania. Najwyzej pretensje tych nieszczesnikow, ktorzy musieliby po mnie sprzatac.

    Po co ja w ogole marudze na takie glupie tematy? Powinnam raczej wymyślic sobie jakiegos superprzystojnego Michala i zwierzac sie Wam z naszego spotkania w sypialni jego matki. Najpierw przymierzalismy damska bieliznę wyjeta z szafy, a potem byl seks, martini, glębokie rozmowy i jeszcze glebsze spojrzenia jego "lagodnych niebieskich oczu", jak opowiadaja autorki harlequinow. Oraz ta noc, ktora powinna trwac wiecznie... i poranna dolegliwosc zwana przez uczonych w pismie kacem.

    Pieprze straszliwie. Ciezko mi sie rozstac z moja klawiatura.

daffodil : :
weronka (że tez musiałam sobie
30 grudnia 2002, 16:36
przesadzasz.....to chyba pokłosie egzaltacji - mam nadzieję, że obie przypadłości miną bezboleśnie i bez śladu (w końcu to nie ospa)

Dodaj komentarz